sobota, 14 sierpnia 2010

Mancora


Mancora to raj dla takich plażowych leniuchów jak my. Małe miasteczko położone tuż przy pięknej piaszczystej plaży przyciąga mnóstwo turystów z całego świata. Nie ma tu typowych taksówek, są za to tzw. mototaxi - z przodu motor, z tyłu kabina dla pasażerów, plecaki z tyłu na bagażniku. Zatrzymaliśmy się w Loki Hostel, polecanym nam przez Izę i Czarka, którzy tu byli kilka miesięcy wcześniej. I mieli rację - Loki to w praktyce cały kompleks rozrywkowy, z dużym basenem, barem, restauracją, grillem, hamakami, leżakami i pokojami z widokiem na ocean, a plaża tuż za wyjściem. Oprócz nas w hostelu było mnóstwo Amerykanów i Australijczyków, obsługę stanowili młodzi ludzie z tych nacji, dorabiający sobie na dłuższy pobyt w Mancorze. Atmosfera była bardzo imprezowa, zresztą hostel codziennie coś specjalnego organizował (np. barbeque, jungle party, mini olimpiadę itp).


Sama plaża była super, długa i szeroka, z drobnym piaskiem, całkiem ciepła woda w oceanie, aż się prosiło by leżeć na słonku i się smażyć :). Dzięki dobrym falom i słońcu przez 360 dni w roku Mancora jest też podobno jednym z najlepszych miejsc na świecie do surfowania, na oceanie zawsze byli jacyś surferzy walczący z falami lub kitesurferzy łapiący wiatr i zasuwający po wodzie z jakimiś kosmicznymi prędkościami. Tym razem zbyt dobrze nam się leżało na plaży by ją porzucić dla nauki tych sportów, ale obiecaliśmy sobie, że i na to kiedyś przyjdzie czas (może w Polsce w Zatoce Puckiej na Helu?).

Tuż po przyjeździe i zobaczeniu jak to wszystko super wygląda przedłużyliśmy nasz pobyt w hostelu z dwóch do czterech nocy. Ale przez to, że nie mogliśmy dostać biletu do Limy na upatrzony dzień, bez żalu zostaliśmy w Mancorze piątą noc. Dni mijały w totalnym lenistwie, jedynym rozważaniem było co i gdzie dziś zjemy :). Jedyna ulica zapełniona jest barami i restauracjami, nam szczególnie spodobały się knajpka z tajskimi specjalnościami, restauracja z najlepszymi i największymi haburgerami, jakie w życiu jedliśmy, no i pyszne sushi, lepsze niż jakikolwiek jedliśmy w Polsce. Po kilku dniach prażeniu na słońcu nabraliśmy ładnych kolorków, wyglądamy jak dwa murzynki.


Wypoczęci i zrelaksowani pożegnaliśmy się z Mancorą i wsiedliśmy do wypasionego autobusu nocnego do Limy.

Kuba

16 - Peru - Mancora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz