sobota, 14 sierpnia 2010

Cuenca i droga do Peru

Do Cuenca dotarliśmy pod wieczór po około 8-godzinnej spokojnej podróży autobusem. Następnego dnia rano zaczęliśmy zwiedzanie miasta. Cuenca to obok Quito najstarsze miasto Ekwadoru, jego zabudowa jest utrzymana w podobnym, kolonialnym stylu. Wizytówką miasta jest wielka katedra na starym rynku, z charakterystycznymi kopułami. Miejsce to odwiedził Jan Paweł II, jego statua jest umieszczona we wnętrzu katedry, trzeba przyznać, że całkiem papieża przypomina.


Nam się bardziej podobała "stara" katedra, zbudowana na początku kolonizacji jeszcze za czasów konkwistadorów. Jej wnętrze jest bardzo bogato zdobione, przed ołtarzem siedzą naturalnej wielkości figurki Jezusa i apostołów przy Ostatniej Wieczerzy. Podczas zwiedzania nastroju dodawała muzyka organów kościelnych grająca w tle.


Po południu opuściliśmy stare miasto i zrobiliśmy długi spacer do muzeum Pumapungo, podobno najciekawszego muzeum w mieście. Mieliśmy szczęście bo akurat tego dnia można było zwiedzać za darmo. Najciekawszy eksponat znajdował się poza murami muzeum - były to ruiny starego miasta Inków. Jako ciekawostkę można dodać, że odkryto je dopiero po tym jak postawiono na nim gigantyczne budynki banku centralnego - ktoś się chyba nie przyłożył do badań archeologicznych! Poszwędaliśmy się trochę po ruinach i zrobiliśmy mnóstwo zdjęć ptakom znajdującym się w oranżerii.

Po zwiedzeniu wszystkich najważniejszych atrakcji Cuenci w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku poszliśmy na almuerzo. Almuerzo oznacza po hiszpańsku obiad, a w praktyce jest to pełen zestaw obiadowy, składający się zazwyczaj z zupy, drugiego dania i napoju (często jest to świeżo wyciskany sok). Ze względu na cenę (ok. 6-8 zł) jest to preferowany wybór lokalnych mieszkańców i turystów o mniejszym budżecie, ale przy słabej znajomości hiszpańskiego jest to często kupowanie kota w worku - może się zdarzyć wielki pyszny obiad albo małe nie-wiadomo-co :)

Następnego dnia wstaliśmy wcześnie rano i pojechaliśmy na dworzec autobusowy, pewni że wsiądziemy do bezpośredniego autobusu do Mancory w Peru. Już wcześniej sprawdziliśmy, że autobus taki odjeżdża o 9 rano. Okazało się jednak, że z uwagi na niewielkie zainteresowanie autobus został odwołany i miła pani w okienku zaproponowała nam autobus do Huaquillas, miasta na granicy z Peru i zapewniła, że tam złapiemy autobus do Mancory. Trochę nie było nam to na rękę, gdyż podczas pobytu w dżungli jeden z uczestników wyprawy, Holender, opowiadał nam o przykrych doświadczeniach na tym przejściu granicznym. Podobno musiał zapłacić około 70 dolarów za "ochronę". Nie mając jednak innej alternatywy i licząc na groźne miny Kubusia (Holender wydawał się nam dość delikatnyn chłopcem), pojechaliśmy.

Po około 7 godzinach jazdy po przerażających serpentynach, tuż nad przepaścią i częściowo po drogach żwirowych wyrzucono nas przy urzędzie imigracyjnym Ekwadoru po pożegnalne pieczątki. Urząd znajdował się pośrodku niczego, kilka kilometrów od granicy, więc musieliśmy złapać taksówkę, która za 1,5 USD dowiozła nas do granicy (taksówki w Ameryce Południowej są bardzo tanie! Najdroższy kurs jaki do tej pory mieliśmy był za 10 dolarów w Ekwadorze i trwał prawie godzinę. Standardowo na taksówkę wydajemy ok. 5 zł. Druga ciekawostka od syna taksówkarza - taksówki nie mają taksometrów, więc za każdym razem jeszcze przed wejściem do taksówki trzeba cenę ostro negocjować!).

Sama granica to mały most zapchany handlarzami. Taksówkarz wysadził nas przed mostem i po kilku krokach byliśmy już w Peru. Tam kolejna przeszkoda - do biura imigracyjnego Peru kolejne kilka kilometrów taksówką. A tu taksówki nieoznaczone, miasto wygląda trochę obskurnie i niebezpiecznie i nie wiadomo w co wsiąść żeby nas nie porwali lub nie zaoferowali "ochrony". W końcu znaleźliśmy jakiegoś życzliwego, który zawiózł nas do urzędu i pomógł z formalnościami. Później pojechaliśmy z nim do najbliższego większego miasta (Tumbes) gdzie
w ostatniej chwili złapaliśmy busik do Mancory i po około 1,5 godz. dotarliśmy do celu. A tam ciepło, piękne słońce, szum oceanu i początek lenistwa!

Domi i Kuba

15 - Cuenca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz