sobota, 14 sierpnia 2010

Lima

Podróż do Limy miała trwać około 18 godzin, wystartowaliśmy około 19-tej wieczorem. Dłuższe dystanse w Peru obsługiwane są przez wielkie, dwupiętrowe autokary, posiadające dwie "klasy": zwyczajną (na górnym piętrze, kilkadziesiąt miejsc) i o podwyższonym standardzie (na dolnym piętrze, tylko 12 miejsc). Tak długa podróż byłaby nie do wytrzymania dla moich długich nóg w normalnej klasie, nie wspominając już o tym, że bym nie zmrużył oczu nawet na chwilę i do Limy dojechałbym wykończony. Zdecydowaliśmy się więc na miejsca w części sypialnej autobusu, tym bardziej że bilety były tylko niewiele droższe. Siedzenia były tam szerokie, skórzane, prawie w całości rozkładane, z podusiami i kocykami, po raz pierwszy spałem w autobusie jak dziecko (Domi to przespała nawet z 12 godzin, ale ona zawsze śpi w autobusach, szczególnie od czasu gdy zaczęła używać lokalnego aviomarinu, ku uldze mojej i współpasażerów). W czasie podróży podano nam kolację i śniadanie, więc był full service, w Polsce czegoś takiego nigdy nie doświadczyłem.

Lima to stolica Peru i z populacją ok 8 mln mieszkańców jedno z największych miast Ameryki Południowej. Centrum miasta ma wiele zabytków historycznych z początków kolonizacji, w Limie rezydował i został zamordowany Francisco Pizarro (pogromca imperium Inków), w miejscu jego dawnej rezydencji stoi teraz pałac prezydencki. Samo miasto jest bardzo duże i trzeba by poświęcić z tydzień by je całe zwiedzić, chcąc ograniczyć nasz pobyt do jednego dnia skupiliśmy się na najważniejszych atrakcjach.

Nasz hotel w Limie był w samym centrum starego miasta, w pięknej zabytkowej kamienicy, z tarasem pełnym zieleni i kopii sławnych rzeźb, kolorową papugą i puszystym kotkiem.


Po zameldowaniu i szybkim prysznicu ruszyliśmy zwiedzać miasto. Zaczęliśmy od wizyty w Monasterio de San Francisco, starym kościele z długim labiryntem katakumb, w których pochowano około 70 tysięcy mieszkańców miasta. Ostatnie pochówki miały miejsce w XIX wieku, więc zachowały się obecnie jedynie kości. I te kości, schludnie poukładane w dawnych grobowcach, mogliśmy sobie pooglądać w katakumbach. Widok nie był jakiś straszny, w pewnym momencie nawet komiczny - w wielkiej dziurze ktoś o artystycznej duszy poukładał czaszki i piszczele w koncentryczne wzorki.

Po katakumbach zawitaliśmy jeszcze w Chinatown (Lima ma liczną populację chińskiego pochodzenia), z obowiązkową bramą w stylu azjatyckim, mnóstwem knajpek z egzotycznym jedzeniem i jakimiś podejrzanymi zapachami.


Resztę dnia spędziliśmy na leniwym włóczeniu się po zakamarkach centrum miasta. Następnego dnia rano złapaliśmy jakiś przedpotopowy (ale jaki tani) autobus do Huacachina, gdzie mieliśmy trochę aktywniej spędzić czas.

Kuba

Kilka zdjęć z Limy poniżej:

17 - Lima

2 komentarze:

  1. i was zanioslo do hotelu espaňa!
    Czytam teraz kilka Waszych postow hurtem i nawet nie zdajecie sobie sprawy jaka sprawiacie mi przyjemnosc.
    Zastanawialiscie sie juz nad przelozeniem powrotu?
    Pozdr!
    Michal

    OdpowiedzUsuń
  2. To Wy też mieszkaliście w hotelu espaňa?! Całkiem przyjemne miejsce :) Mówiłam że podążamy Waszymi śladami ;)
    Powrót na pewno będziemy musieli przełożyć, bo dopiero dotarliśmy do La Paz, a bilety mamy na 4.października... A przed nami jeszcze kawał drogi :)
    Pozdrawiamy!
    D & K

    OdpowiedzUsuń