czwartek, 15 lipca 2010

Santa Marta, Taganga i Tayrona

Santa Marta to leżące na wybrzeżu karaibskim jedno z najstarszych miast Kolumbii. Miasteczko tętni życiem, pełno tu turystów i niezwykle sympatycznych tubylców.W Santa Marta znajduje się m.in. najstarsza w Kolumbii katedra, jest to także miejsce w którym umarł Simon Bolivar (największy bohater Ameryki Południowej, wyzwolił 7 państw od panowania Europejczyków; w każdym mieście głowny plac jest nazwany jego imieniem). Wzdłuż wybrzeża ciągnie się deptak podobny do tego w Miami, ale plaża ma czarny piasek i nie wygląda zachęcająco. Jednak wystarczy wsiąść w malutki autobusik, by po 15 minutach znaleźć się w malutkiej rybackiej wiosce Taganga. Jako że jestesmy plażowymi ludkami, nie mogliśmy sobie odpuścić tej przyjemności ;)

Po dojechaniu do Tagangi wsiedliśmy na małą rybacką łódeczkę i miły pan podrzucił nas do uroczej zatoczki, gdzie spędziliśmy kilka godzin. Zjedliśmy przepyszne rybki, które wcześniej mogliśmy sobie wybrać z przyniesionej przez naszego kelnera tacy. Ja wybrałam jakąś czerwoną a Kubuś niebieską. Były to najlepsze ryby jakie kiedykolwiek jedliśmy, serwowane ze zmażonym plackiem z platanó (coś a'la banan) i słodkim ryżem smażonym z mleczkiem kokosowym. Pycha! Nawet Kubie bardzo smakowało, mimo że twierdzi że ryb nie lubi ;)



Koumbia zrobiła na nas ogromne wrażenie. Kraj jest piękny, ludzie uśmiechnięci i szczęśliwi a co najważniejsze niesamowicie sympatyczni. Zdarza im się przyjecielsko klepnąć Kubę po plecach i cały czas mamy wrażenie, że wszędzie witają nas z otwartymi ramionami.

Trzeciego dnia naszego pobytu w Santa Marta wybraliśmy się do Narodowego Parku Tayrona. Wsiedliśmy w śmieszny lokalny autobus i po ok 45 minutach dojechaliśmy do parku. Tam przy wejściu złapalismy podwózkę, która oszczędziła nam 40 minutowego marszu pod górę po asfalcie. Gdy wysiedliśmy trochę przeraziła nas ilość błota, no ale w końcu pora deszczowa - nie ma co narzekać. Ruszyliśmy więc w dżunglę i w błocie po kolana (ostatecznie zdjeliśmy buty, bo nam się za bardzo przyklejały do podłoża) po ok. godzinie marszu dotarliśmy do pierwszej plaży - Arrecifes. Plaża piękna, otoczona palmami, jednak podobno bardzo niebezpieczna. Przy wejściu na plażę stoi duża tablica informująca, że na tej plaży utonęło 200 turystów, więc żeby nie kusić losu postanowiliśmy poczekać z kąpielą. Tuż przy brzegu znaleźliśmy malutką chatkę, w której starszy pan piekł chleb z czekoladą. Przepyszny! Gdyby ktoś tam kiedyś dotarł, naprawdę polecamy. Miejsce nazywa się "Panaderia Vere".

Po krótkiej przerwie lunchowej ruszliśmy w drogę i po 20 minutach dotarliśmy do najpiękniekszej naszym zdaniem plaży - La Aranilla. Naprawdę tak musi wyglądać raj, jestem pewna :) Koleją plażą była La Piscina, gdzie morze otoczone jest ze wszystkich stron skałami, co tworzy bardzo spokojne i bezpieczne kąpielisko. Woda cieplutka i super czysta, na plaży biały piasek a wkoło palmy. Ślicznie!

Ciężko to wszystko opisać, więc polecam obejrzenie naszych zdjęć :)

Domi

05 - Columbia - Santa Marta & Taganga


06 - Parque Tayrona

1 komentarz:

  1. Hej Domiś!
    Faktycznie widoki zapierają dech w piersiach, ale i tak najbardziej podobają mi się Wasze zadowolone, uśmiechnięte buzie. Pozdrawiam serdecznie.
    Monika

    OdpowiedzUsuń