28. czerwca 2010 rozpoczęliśmy naszą podróż po Ameryce Południowej. Plan mamy taki: Wenezuela - Kolumbia - Ekwador - Peru - Boliwia - Chile - Argentyna - Brazylia. Bilety powrotne kupiliśmy na początek października, ale jeśli do tego czasu się nie wyrobimy to może zostaniemy dłużej :)
Początek podróży mieliśmy ciężki - pobudka o 4 rano (pakowaliśmy się do 3:00!), samolot o 6:25, potem dwie przesiadki w Niemczech, samolot, w którym troje dzieci krzyczało jakby ktoś je obdzierał ze skóry (nie wiem jak to się dzieje, że zawsze w samolocie trafiam na krzyczące dzieci albo sąsiada grubasa? - nie chodzi mi o Kubę oczywiście!) i wreszcie dotarliśmy do Caracas. Na szczęście nasze bagaże doleciały razem z nami, więc mogliśmy od razu ruszyć w stronę lotniska krajowych linii i szukać biletu do naszego pierwszego przystanku czyli wyspy Isla Margarita.
Wenezuela ma dziwną sytuację walutową. Oficjalny kurs boliwara jest ponad trzykrotnie niższy niż kurs czarnorynkowy. Dlatego najlepiej jest przywieźć worek dolarów i wymieniać u różnych podejrzanych typków! Tak też zrobiliśmy. Pierwsza wymiana pieniędzy odbyła się na lotnisku i wyglądała jak z filmu. Kuba umówił się z pewnym facetem w męskiej toalecie, w międzyczasie wszedł jakiś inny typek do łazienki więc panowie udawali, że załatwiają swoje potrzeby :) Generalnie w Wenezueli każdy zajmuje się wymianą dolarów na boliwary mimo że grozi za to wysoka kara pieniężna i kilka miesięcy w więzieniu.
Na lotnisku zostaliśmy osaczeni przez różnego rodzaju przedstawicieli agencji turystycznych, którzy za wszelką cenę próbowali nam wcisnąć bilety lotnicze po dwukrotnie wyższej cenie. Na szczęście udało nam się znaleźć stoisko wenezuelskich linii Aserca, kupiliśmy dwa bilety i po 40 minutach lotu wylądowaliśmy w miejscowości Porlamar, która jest jedynym dużym miastem na wyspie.
Stamtąd już tylko godzina drogi samochodem i dotarliśmy do naszego hostelu - Villa del Sol. Jest to właściwie bardziej posada prowadzona przez śmiesznego starszego Kanadyjczyka, położona 150 m od plaży. Mamy malutki pokój (z klimatyzacją!) za to całkiem duży taras z hamakami no i widokiem na basen :)
Isla Margarita leży na Morzu Karaibskim i jej najbardziej popularna część to Playa el Agua, czyli tu gdzie mieszkamy. Mają piękne białe plaże otoczone palmami i cieplutką wodę - a więc prawdziwy raj dla takich leniuchów jak my! Na plaży mnóstwo małych restauracji i barów, które serwują głównie owoce morza (biedny Kubuś jakoś nie może się przełamać ;) (dopisek Kuby: ale dwa razy zjadłem rybę!)
Dzisiaj trochę nas przeraziła ilość glonów w wodzie (była dosłownie czarna!) więc po południu przenieśliśmy się na basen. Było całkiem śmiesznie bo Kuba przypomniał sobie o swojej ulubionej zabawie czyli podrzucaniu mnie w wodzie, więc znowu latałam jak szmaciana lalka!
Na szczęście, mimo lenistwa które nas ogarnęło, udało nam się zaplanować kilka kolejnych dni naszej podróży i jutro z rana wyruszamy promem (2h) a później autobusem (5h) w stronę Ciudad Bolivar, skąd później udamy się do Salto Angelo, czyli najwyższego na świecie wodospadu (podobno jest 16 razy wyższy niż Niagara!)
Domi
PS. Poniżej kilka pierwszych zdjęć z naszego pobytu na Isla Margarita
01 - Venezuela - Isla Margarita |
Kochani! Jestesmy zachwyceni Waszym blogiem. Nawet przestaliśmy czytać Clive'a Cussler'a, bo przygody Dirka Pitta w porównaniu z przygodami LosMaklakos to pikus!
OdpowiedzUsuń